skrent skrent
24
BLOG

Prochy - wspomnienia powstańca warszawskiego. Frag. powieści pt "Jehane"

skrent skrent Kultura Obserwuj notkę 0

- chwila numer pięć (5) – trwająca około 30 sekund - (chwila czegoś, co się układa już w bytową całostkę. Bohater powieści, podmiot liryczny wiersza, może o sobie powiedzieć, że się coś zaczyna, zaczęło, że oto jestem.  Ale dla mnie, dla spisującego te wyrazy, zdania i słowa, to jest tylko jakiś małpi świst. Tak mało znaczy dla mnie ludzkie życie. Znikomość narasta z dnia na dzień tak strasznie i nieubłaganie, że właściwie nie warto tracić czasu na zapisywanie, że istnieje, że istniał jakiś świat, jakiś Kulbaka, jakiś ja… Ja nie jestem nawet autorem, bo tylko spisuję słowa, zapiski jakiegoś autora, który twierdził, że znał Kulbakę i sypiał z jego kochanką. Ale nie jestem pewien, czy można znać drugiego człowieka i jego stany psychiczne (skoro się nie zna samego siebie).  Ja, nie jestem autorem, nie jestem narratorem, ani gospodarzem tego poematu” – jestem opisywaczem czegoś.  Staram się, tak posortować i podać do druku to, o czym to jest (napisane), lub o czym to chce być, żeby było w miarę zrozumiałe, o ile ja sam to dobrze, jako tako rozumiem.

    

     Jakoś robiło mu się (Kulbace) lżej na duszy, gdy pomyślał, że nie tylko jemu jest źle, że nie tylko jemu zabili rodzinę. Achajowie wymordowali całą ludność Troi i jeszcze za to otrzymali wieniec sławy, a teraz tamte zbrodnie koją nasze współczesne cierpienia. Niemcy wystrzelali mnóstwo ludzi, kobiet, dzieci – co tam jedna „Niobe” – polska matka – nie liczy się w obliczu wieczności. Sub spiecie aetarnam.

       To jego myślenie o „Niobe”, kiedy siedział na betonowej podłodze piwnicy wzięło się chyba stąd, że jakoś się zetknął z poematem Gałczyńskiego, bo już chyba był drukowany we fragmentach przed jego aresztowaniem. A jeśli nie, to gdzieś już słyszał o nim. W każdym razie słyszał, może nawet już w więzieniu, nie pamięta, grunt, że potem był wściekły na siebie, za bazgranie na murze tej „Niobe”.

        Krew go zalewała, że ten pijak i pieszczoch komuny tak łatwo zarobił na miano wieszcza i bohatera, wprzęgając w odzyskiwanie przez mieszczańsko-inteligencką klasę wpływy na kulturę, tą nieborowską „Niobe”, którą bolszewicy zabrali Radziwiłłom. Ot, pojechał na dobre żarcie i wódę do domu pracy twórczej dla poetyckich pasożytów – tak myślał Kulbaka – do „domu” zrobionego z pałacu, z którego ubowcy wygnali właścicieli (może i to dobrze) i na kanwie chwytliwego mitu przedstawił cierpienia „narodu”.

         To było jeszcze wtedy, gdy Gałczyński , nie musiał jeszcze pisać „Podróży Bulwiecia do Ciemnogrodu”, żeby się wkupić w łaski komunistycznego mecenasa. Ot, machnął tę „Niobe” jakby zegnał muchę z gówna i poszedł po pieniądze do kasy, a Kulbaka, do pierdla. Dlatego nie mógł sobie darować, tej „matki krzyży” tych „nenii”, tych „płaczów”, tej „Niobe”.

- Co to ma być? - zżymał się przez całe lata na własna głupotę – Tak pisze bohater zabijający gestapowców gołymi rękami?!

    

        Wstydził się okropnie, przeklinał nieszczęśliwą miłość i starał się zapomnieć, aż dzisiaj we śnie dopadło go bolesne przypomnienie. Słowo w słowo pozornie zapomniane zwrotki dawnego wiesza, stanęły mu w pamięci jak żywe obrazy przed oczami. Jednocześnie uświadomił sobie, że nigdy poetą nie był i nie będzie, bo się na to salon warszawski nie zgodzi. Ba, on sam się nie zgodzi! Nie zgodzi się na ten pierdolony salon. Na ten pierdolony smak! Przecież próbował pisać nie gorzej niż Borowski, Gajcy, Trzebiński… nie gorzej niż Słonimski; ale to się na nic nie zdało. Braun, Andrzejewski i Wyka mieli swoje typy. A może to on sam jest winien temu, że został odpalony?  Był przystojny, jak mało kto, ale nie chciał się oddać tym pederastom! Poza tym, zawsze coś płaczliwego, polskiego, zakradało się do jego klasycyzujących wierszy i paprało całość. Podczas okupacji, gdy się redaktorzy podziemnych pisemek dowiadywali, że nie ma skończonej dużej matury, a po wojnie, że uzupełniał wykształcenie na wieczorowych gimnazjach dla komuchów, że nie zna nikogo od Reja ani z Agrykoli, to nie wolno go dopuszczać do inteligenckiego towarzystwa... szkoda gadać... na zbity pysk z takim chamem.

       Wywalali chama z redakcji gdzieś do kolportażu – niech nosi ciężkie paki z gazetami. Niech nie zajmuje miejsca przedwojennym panom redaktorom, literatom i ich poetycko uzdolnionym synom.

       

       Albo taki Baczyński... kurwa! - przeklinał pan Kulbaka... Dzieciak, któremu teść wydawał wierszyki, czy też wujek małżonki, na maszynach zarejestrowanych u Niemców, jako dobra przemysłowe biorące udział w umacnianiu Rzeszy, drukujących urzędowe obwieszczenia o rozstrzelanych. A on, kurwa, skrobał wierszyki w piwnicy. Robi się cały gorący z wściekłości, gdy go ktoś nazwie poetą...

 

skrent
O mnie skrent

sceptyczny i krytyczny. Wyznaję relatywizm poznawczy. Jestem typowym dzieckiem naszych czasów, walczącym z postmodernizmem a jednak wiem, że muszę mu ulec.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura