skrent skrent
82
BLOG

Prochy - wspomnienia uczestnika Powstania Warszawskiego

skrent skrent Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Odcinek 112
 
Michał w pierwszych dniach po powrocie w wojny zakupił sody kaustycznej, do prania i gęsty grzebień do wyczesywania wszy, do dostał wszawicy. Siedział teraz nagi i mieszał koszulę i gacie w wielkim garnku do prania, w którym gotował roztwór wodny sody i mydła na żeliwnym piecu. Mieszając kijem od miotły tym garnku, dochodził co chwilę do okna, nachylał się nad czarnym papierem i wyczesywał z głowy wszy, która go swędziała niemiłosiernie. Robił to powoli, z uwagą, nad stołem do przyrządzania posiłków i krajania chleba – teraz stół służył mu za rzeźnicki warsztat i pień katowski – co za symbolika! Wszy kapały spod grzebienia z głośnym uderzeniem na papier, kap kap, tłuste i świecące woskiem jak ziarenka kwarcu. Szkliły się jak rogowe tarczki, przebierając bezradnie łapkami, gdy która upada na na grzbiet; i tę można było złapać najłatwiej, bo reszta zwinnie uciekała z łapanki ile sił w nogach, jak Warszawiacy przebiegający ulicę pod obstrzałem. A Michał je łapał, przyglądał się brzuszkom z siateczką żyłek z pulsujących krwią, kładł je na grzebieniu albo na paznokciu kciuka i rozgniatał paznokciem drugiego kciuka, z mściwa lubością, aż strzelało. W to strzelanie chitynowych pancerzyków wsłuchiwał się z radością sadysty. W miejscy gdzie przed chwilą była żywa wesz, wołająca na pomoc miłosierdzie boże, na paznokciu zostawała plama krwawej miazgi. To było dobre i właściwe przygotowanie dla niego, do czekającego go roboty wykonawcy wyroków śmierci, a potem dowódcy plutonu na powstańczej barykadzie.
    Po tej batalii, w której sprawił wszom krwawą łaźnią, już żadne jatki w powstaniu, nie robiły a nim wrażenia. Te krwawe miazgi, pozostające z ludzi na ulicach bombardowanej Warszawy, to były takie duże wszy. Nie pomogły modlitwy, różańce, medaliki, litanie, nabożeństwa; dla Boga ludzkie życie też ma wartość wszy i ludzka wesz musi zginąć.
      To właśnie tu, tu gdzieś między tymi wszami, być może podrzucanymi perfidnie gojom przez Żydów, dla pana Michała, zaczyna się polski, narodowy epos wypiastowany przez artystów, mężów stanu i poetów: Poeto, ty cudowny narodowy kwiecie!
 
Pan Michał był tak się zamyślił nad swoim wspomnieniem, że nie słyszał, co jego przyjaciel redaktor recytuje z jego ukrytych głęboko w szufladzie wierszy. Gdyby trochę pomyślał, łatwo by doszedł do wniosku, że albo podczas jego nieobecności, biurko przytrząsali wywiadowcy z SB, albo jego żona wynosiła, jego zapisku do funkcjonariuszowi agentowi esbecji, żeby ją nie wyrzucili z roboty.
skrent
O mnie skrent

sceptyczny i krytyczny. Wyznaję relatywizm poznawczy. Jestem typowym dzieckiem naszych czasów, walczącym z postmodernizmem a jednak wiem, że muszę mu ulec.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości